Goblinpiada – recenzja
Ostatnio za sprawą Wielkiej Pętli w Polsce zapanowała moda na wyścigi. Idąc tym tropem, postanowiłem sprawdzić gry wyścigowe obecne na rynku. Z moim talentem do zdobywania dziwnych lub zapomnianych gier, podczas szperania na BGG, wpadłem na tytuł „Goblin Dice”. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że jest wersja polska od Fox Games (tak, to ci od Wielkiej Pętli). Od razu postanowiłem zdobyć ten tytuł, w ciemno, i tak zostałem posiadaczem gry „Goblinpiada”.
Gra na pierwszy rzut oka nie zdradza, że są to wyścigi. Po lekturze instrukcji, która jest króciutka (tylko 11 stron i myślę, że każdy sobie z nią poradzi, ponieważ jest dobra), odkryłem, że jest tu więcej negatywnej interakcji, niż się spodziewałem. W sumie to Gobliny, takie wredne stworzenia.
Przygotowanie:
Na początku zaczynamy od kafla startu, gdzie będzie magiczny głaz, potem losujemy 7 kafli trasy z 22 dostępnych w grze i na końcu kafel mety z licznikiem szybkości głazu. Ustawiamy nasze pionki Goblinów. Na każdego gracza przypadają jeszcze 2 kości, a znacznik szybkości głazu kładziemy na polu z cyfrą 1 i to już, zaczynamy.
Jak wygrać?
Mamy dwa warunki zwycięstwa, standardowe: być pierwszym na mecie i drugie: być jedynym Goblinem na trasie, czyli nie dać się „splaskacić” przez magiczny głaz.
Opis wyścigu:
Każdy z graczy ma 2 kostki. Na znak dowolnego gracza, który krzyknie pierwszy „CHODU”, rzucamy kości na środek stołu i… Natychmiast po rzucie, wybieramy kości potrzebne nam do poruszania się. Tu pojawia się pierwsza, właściwie negatywna, interakcja, bo zasady są dwie. Pierwsza to: kto pierwszy ten lepszy. A druga: jedna kość w każdą rękę, czyli łapiemy prawą i lewą ręką.
Jak każdy wybrał swoją kość, a bardziej zdobył, następuje faza gonitwy, zaczynając od ostatniego Goblina i zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Należy dopasować wynik kości do kafla, jeśli nam się udało zdobyć oczywiście odpowiednią kość. Kafel posiada u dołu wynik potrzebny na kości do poruszania się oraz w lewym rogu wynik potrzebny do aktywowania specjalnej zdolności kafla. Zdolności specjalnie to: „gobliński fart” – możliwość przerzutu drugiej kości, „długa” – przesuwamy się o 2 pola do przodu, „pohamowanie” – zmniejszenie szybkości głazu oraz „wredna sztuczka”- czyli troszkę wredna zagrywka, cofnięcie pozostałych graczy o jedno pole do tyłu.
Gdy każdy gracz użył swoich kości, następuje faza magicznego głazu. Tu zasada jest prosta; głaz porusza się z taką prędkości, jaką wskazuje licznik szybkości. Każdy kafel jest podzielony na dwa pola, więc na początku głaz będzie się toczył wolno, z prędkością 1. Gdy głaz znajdzie się na kaflu z symbolem „+” będzie przyśpieszał lub zwalniał za „-” , a „=” bez zmian. Jeśli głaz znajdzie się na fragmencie toru razem z Goblinem, ten ulega „splaskaceniu” i gracz odpada z gry.
I to w sumie już. Prosta i troszkę wredna gra, prawda?
Autorzy dołożyli nam troszkę więcej przyjemności i regrywalności. Mam dodatkowo trzy warianty rozgrywki: „Pojedynek mistrzów” – wredny wariant dla 2 graczy, „Niespodzianka za każdy zakrętem” – tu odkrywamy kafle dopiero, gdy któryś z graczy wbiegnie na niego i „Tor wyścigowy” – są to przygotowane 3 trasy przez autorów gry.
Gra jest dla mnie miłym zaskoczeniem. Przeznaczona dla 2 do 6 graczy, trwa max 20 min. i startuje według pudełka od 8 lat.
A w naszej kolekcji dostała od razu miano lekkiej imprezówki-wyścigowej.
MaMiKr