PLANSZÓWKI I DZIECI

Wielu zapalonych planszówkowiczów zapewne tylko czeka, aż ich potomkowie staną się partnerami w graniu, jak będą mogli przekazywać im swoją pasję i przygotowywać następców do przekazania zgromadzonej kolekcji z misja jej powiększania. Tym przyjemniej i szybciej mija ten czas, im wcześniej Latorośl zacznie się w to hobby wprowadzać. Wiadomo, zacząć trzeba od gier dla maluchów, których również niemało na rynku. Pewnym jest, że niejeden rodzić zdziwi się jak dzieciaki bardzo szybko się rozwijają i nawet nudzą prostymi gierkami, oczekując i same domagając się czegoś trudniejszego i ciekawszego. Wiadomo, że nie z każdym Maluchem tak będzie, jednak jest spora szansa na przekazanie potomkom sporej dawki „geekowych” genów.

Wyczekiwanym i sporym przeskokiem w rozwoju planszówkom jest nabycie przez dziecko umiejętności czytania. Nad tym też warto popracować od najmłodszych lat, bo przyniesie to same korzyści. A rynek książek dla dzieci rozszalał się nawet bardziej niż rynek planszówkowy. Jest w czym wybierać.

W każdym razie, gdy dziecko już umie czytać, możemy zacząć sięgać po nieco poważniejsze tytuły, w których czytanie jest wymagane, bo ważny tekst występuje np. na kartach. Planszówki działają w tym wypadku też pozytywnie, bo rozwijają i umiejętność czytania i wyobraźnię. Wiadomo, że trzeba będzie czasami maluchowi wytłumaczyć to co przeczytał, ale frajda i tak będzie coraz większa.

Ważnym i trudnym aspektem, z którym będzie się musiał zmierzyć każdy planszówkowy rodzic jest umiejętność przegrywania dzieci. Nad tym też warto i trzeba popracować od samego początku. Dobrze wiemy, że niektórzy dorośli mają problem z oswojeniem się z przegraną, a co dopiero dziecko. Niestety nie jest to proces łatwy i przyjemny, ale by w przyszłości nie było z tym problemu to trzeba cierpliwie uczyć młodych graczy przegrywania. Niejedna partia zakończy się płaczem, krzykiem a może nawet rzuconym meeplem, ale gdy umiejętnie będziemy rozwiązywać takie sytuacje, to będzie ich z czasem coraz mniej. Jak rozwiązywać takie sytuacje to już jest sprawa indywidualna i pewnie można by o tym książki naukowe napisać. Sprytnym sposobem na tego typu problemy jest wybieranie gier, w których punktacja liczona jest na samym końcu i nie ma toru punktacji, który uaktualnia się podczas rozgrywki. Dziecko widzące swój znacznik na końcu toru może dość szybko stracić chęci to dalszej gry. Z czasem przegrane rozgrywki, mogą posłużyć też jako motywację do rewanżu i odegrania się. Jednak to zapewne nie przyjdzie zbyt szybko. Tu rodzic musi się wykazać większą cierpliwością niż Pociecha a to może stanowić nie lada wyzwanie 😉. W każdym razie zawsze warto, bo nie ma większej satysfakcji i radości jak dostać łomot od własnego syna czy córki w coraz to bardziej wymagające tytuły i to bez podkładania się, czy dawania forów. A na pewno niejeden rodzic grających już od paru lat dzieci potwierdzi, że uczą się one niesamowicie szybko i tempo w jakim rośnie ich poziom jest czasami wręcz nieogarnialny przez dorosłego. Liczyć się natomiast trzeba z pewnymi zagrożeniami, jakie niesie wzrost zainteresowania i poziomu naszych młodych Planszówkomaniaków [niekoniecznie o przegrane mi tu się rozchodzi]. Owym zagrożeniem jest niestety/stety* [* – skreśl odpowiednią wersję] ciągła chęć dzieci do grania w planszówki. Większość rodziców wie, że człek choć mały to potrafi przekonać czy postawić na swoim 😉. Trzeba się jednak liczyć z tym, że codziennie będzie wiercenie w brzuchu i się nie opędzimy od: „a kiedy zagramy w….”, „a zagramy dzisiaj w….?”, „a musimy iść spać, nie możemy grać…?” 😉. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że czasem trzeba jednak spać czy iść do pracy…. Cdn.

Shod

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *