Recenzja gry NANAKI
przez admin · styczeń 19, 2021
Dolina Nanaki. Mistyczne miejsce w którym czuć obecność duchów przodków… Wciel się w lidera plemienia. Zbieraj surowce, wznoś totemy i potężne monumenty. Niech prowadzą Cię duchy przodków!
Takimi słowami zostajemy wprowadzeni do świata wykreowanego przez pierwszy tytuł wydawnictwa Cloud Games autorstwa Piotra Piechowiaka, znanego dotychczas głównie z prowadzenia kanału Granie w Chmurach na Youtubie. Tytuł ufundowany w czerwcu mijającego roku, za pośrednictwem platformy wspieram.to, po małych przebojach, niedawno dotarł do wspierających. Sam grę wsparłem, a kampanie ufundowaną w 448% myślę można uznać za udaną. Tyle słowem wstępu, przejdźmy do wykonania.
WYKONANIE
Trzymając w ręku pudełko widzimy piękną grafikę wykonaną przez Radosława Jaszczuka przedstawiającą dolinę Nanaki, a w niej osadę jednego z plemion. Na odwrocie informacje:
Ilość graczy: 1-4
Czas rozgrywki: 45 minut
Wiek: 10+
Przejdźmy do zawartości. Zachęcony majestatycznym widokiem z okładki, z ciekawością otwieram pudełko, a tu bum!!! Pierwsza moja myśl: czegoś chyba zapomnieli mi do pudełka spakować. Szybko przeglądam zestawienie elementów gry w instrukcji i o dziwo wszystko się zgadza. Nie będę wam tu wrzucał zdjęcia, ale w zamian przedstawię suche fakty, wszystkie elementy gry to 14,6% przestrzeni w pudełku… Mało tego, po anulowaniu pierwszej kampanii autor w celu uzyskania lepszej ceny zmniejszył rozmiar pudełka. What??? Ktoś pomyśli, że się czepiam, że małe pudełka gorzej się sprzedają, ale jako posiadacz ponad 100 tytułów w kolekcji oraz czarnego pasa w tetrisie pudełek na kallaxach z Ikei bardzo cenie, każdy centymetr miejsca. Dość marudzenia, przejdźmy do komponentów. W pudełku znajdziemy ponad 100 porządzenie wykonanych kart z pięknymi grafikami, trzymającymi poziom z okładki. Lekkie rozczarowanie to niestety mała różnorodność w grafikach. Mamy zaledwie kilkanaście grafik różniących się między swoimi kopiami tylko kolorystyką. W pudełku znajdziemy także zestaw drewnianych znaczników drewna, kamienia oraz doliny wykonanych w kształcie surowców, które przedstawiają. Jakość ich wykonania zachowana na poziomie nowoczesnych gier planszowych. Tragicznie wykonanych naklejek nie będę oceniał, gdyż autor, chwała mu za to, już w trakcie trwającej wysyłki do wspierających zdeklarował się do wykonania darmowych zamienników. Ponadto otrzymujemy bardzo zgrabny notesik do zapisywania wyników oraz elegancko wykonany znacznik pierwszego gracza, w postaci wypalonego na drewnianym dysku totemu.
ROZGRYWKA
Po przeczytaniu dobrze, zwięźle i jasno napisanej instrukcji siadamy do rozgrywki. Do naszych rąk trafiają karty w czterech rodzajach: tartaki oraz kamieniołomy, dzięki którym będziemy uzyskiwać zasoby; karty totemów, które z jednej strony będą nam obniżać koszty zagrania kolejnych kart, a z drugiej zapunktują na koniec w swej ilości do kwadratu; ostatnim najciekawszym typem kart są karty monumentów, które przedstawiają warunki za jakie będziemy punktować naszą osadę na koniec gry. Tłumaczenie gry zajmuje kilka minut i ruszamy. Pierwsza runda przynosi wrażenie lekkiej gierki, będąca raczej przerywnikiem czy grą rodzinną. W swojej turze mamy do wykonania dwie akcje, z zaledwie dwóch opcji: pobranie dwóch kart lub zagranie karty, w dowolnej kombinacji. Karty pobieramy z rynku lub też „w ciemno” ze stosu doboru. Za zagrywane karty płacimy zasobami oraz innymi kartami z ręki. Właśnie poznaliście 90% zasad gry, banalne prawda? Nie dajcie się jednak zwieść pozorom. Z każdą kolejną rundą przybywa dylematów i powodów do zastanowienia. Dobierając kolejne karty z rynku zaczynamy się zastanawiać czy nie odsłonimy czasem karty, na którą polują nasi przeciwnicy. Zagrywanie kart wiąże się z opłaceniem ich kosztu zasobami, które pobrać możemy z własnych, już wybudowanych kopalni i tartaków, co pozwoli nam szybciej odblokować kartę i uzyskać bonus. Surowce pobrać możemy też od sąsiadów, ale tu pomagamy/przeszkadzamy im w budowaniu ich osad. Ostatnią opcją jest pobranie znacznika doliny, dającego nam dwa wirtualne zasoby dowolnego typu, ale karze nas dwoma ujemnymi punktami na koniec gry. Tak właśnie proste opłacenie karty daje powód do zastanowienia. Prócz zasobów za zagrywaną kartę musimy odrzucić z ręki inne karty z odpowiednim symbolem oraz w ilości zależnej od poziomu rozbudowania naszej osady, a dokładnie ilości wcześniej zagranych kart danego typu. A będzie nam zależeć na zagraniu jak największej ilości kart jednego typu, gdyż za każdą czwartą zagraną do naszej osady kartę spada na nas Boska Nagroda w postaci dodatkowej darmowej akcji – zagrania karty bez opłacenia kosztu w kartach! Uwierzcie, uruchomienie takiego kombosa w ostatniej rundzie, jednocześnie uzupełniając kilka kolumn o czwartą kartę, daje całkiem dużo satysfakcji i zwykle zwycięstwo w pięknym stylu. Mówiąc o zwycięstwie muszę wspomnieć o kartach monumentów, z których otrzymane punkty stanowią znaczną część wyniku końcowego. Niestety podczas rozgrywki nie raz musieliśmy się zatrzymać, by przedyskutować sposób punktowania monumentu. W instrukcji brak jest wytłumaczenia poszczególnych monumentów, a mocno pomogło by to w rozgrywce. Będąc przy symbolach na kartach, musimy ponarzekać jeszcze na symbol karty zawarty w kacie pomocy oraz jako bonus na kartach tartaków oraz kamieniołomów. W karcie pomocy symbolizuje on kartę którą możemy pobrać z rynku lub talii, natomiast po wyczerpaniu karty z zasobami, symbolizuje on bonus w postaci pobrania karty z rynku. Niby sprawa błaha, ale kilkukrotnie musieliśmy sobie przypominać z instrukcją w ręku, w którym przypadku, skąd możemy pobrać kartę. Rozgrywkę kończymy w momencie, kiedy któryś z graczy wybuduje 12 kartę w swojej osadzie, runda dobiega końca i podliczamy punkty. Warunek zwycięstwa wprowadza poczucie wyścigu i przyjemne napięcie w ostatnich rundach kiedy to nerwowo sprawdzamy wielkości osad przeciwników.
Jeszcze kilka słów o skalowalności. Gra przeznaczona jest dla 1-4 osób. O trybie solo się nie wypowiem, nie testowałem. Ale tryb istnieje, więc na pewno jest to plus dla gry. Graliśmy w różnych składach osobowych i szczerze, najprzyjemniejsza dla mnie okazała się partia dwuosobowa. W takim składzie czujemy pojedynek, możemy kontrolować ruchy i osadę przeciwnika. Niestety dużo bardziej odczuwa się losowość doboru kart i bardzo często obrana przez nas taktyka, nie ma prawa zadziałać przez brak wymarzonych kart. W partiach na więcej osób, siłą rzeczy dochodzi do znacznie większego obrotu kart w rozgrywce. Mamy także szersze pole możliwości korzystania z zasobów przeciwników. Niestety, zwłaszcza w ostatnich rundach możemy odczuć mocny downtime, kiedy to każdy chce maksymalnie wykorzystać ostatnie ruchy uruchamiając kombosy widząc już nieuniknione zakończenie partii.
Zapomniałbym o jeszcze jednej mniejszej części gry, chodzi to o karty plemion. Powyższe losujemy lub wybieramy na początku rozgrywki, każda posiada unikatową zdolność. W wersji podstawowej jest ich 9, natomiast w wersji z wspieram.to otrzymujemy jedną dodatkową. Część z nich wprowadza mały, dodatkowy smaczek do rozgrywki, zwłaszcza te zwiększające interakcję między graczami, pozostałe to raczej standardowe zniżki na koszty budowy kart itp. Niestety zdolności plemion są dość nierówne. W jednej z partii dwuosobowej mój przeciwnik korzystał ze swej zdolności praktycznie co turę, a ja przez pechowy dobór kart, ze swojej skorzystałem raz. Mimo wszystko karty plemion nie wpływają jakoś mocno na rozgrywkę, a stanowią raczej mały dodatek, próbujący nakierować nas na strategię w danej partii.
PODSUMOWANIE
Grę osobiście wsparłem na platformie wspieram.to, już pierwszego dnia. Przekonała mnie piękna oprawa graficzna oraz typ rozgrywki, w której zasad niewiele, a jej głębia może zadowolić nawet doświadczonego gracza. Mimo zawodu spowodowanego ilością powietrza w pudełku, gra okazała się całkiem przyjemna. Nie znajdziemy tu co prawda innowacyjnych rozwiązań mechanicznych czy mocno rozbudowanej rozgrywki, która spali zwoje, jednak każda partia zmusi nas do niejednokrotnego zastanowienia się nad kolejnych zagraniem. Osobiście Nanaki wywołuje u mnie podobne odczucia jak, już epicki moim zdaniem tytuł, „Race for the galaxy”, choć oczywiście w mniejszej skali. Za karty płacimy kartami, im dalej w las tym koszty wzrastają, a wraz z nimi dylematy, które karty poświęcić, które zagrać. Podoba mi się, że mimo iż gra oferuje w swych mechanikach dość niewiele interakcji, to sama rozgrywka już przedstawia się inaczej. Co chwila będziecie zerkać do osad przeciwników, kontrolując ile wyprodukowali zasobów, w jaki sposób punktują ich monumenty, próbując przewidzieć ich strategię, by swoimi decyzjami nie pomóc im czasem w wygranej. Pod koniec partii w napięciu liczyć będziecie, ile zagranych kart pozostało do magicznej granicy 12 odpalającej koniec rozgrywki. Czy przeciwnik zagra 12 kartę? A może jeszcze wstrzyma się jedną rundę, a może to Ty zdążysz uruchomić swoje kombo, na które pracowałeś całą partię? Wywołuje to poczucie wyścigu oraz dreszczyk emocji związany z ryzykiem kolejnej decyzji. Każdy kto grał w klasycznego „RACE-a” zauważy czym inspirował się autor Nanaki. Grę umieścił bym raczej w kategorii rodzinna +, ewentualnie gra drugiego kroku. Grę dla tych, którzy uświadomieni w fakcie, iż w takich tytułach jak Catan czy Splendor zbyt wielu decyzji nie podejmują, a chcą iść krok dalej, jednocześnie nie musząc czytać tomiszcza instrukcji, zagrać w pełnoprawną grę dającą satysfakcję po zakończonej partii. Jeśli chodzi o wprawionych graczy, dla nich to będzie raczej przystawka na rozkręcenie szarych komórek, czy też mały deser na zakończenie wieczoru. Osobiście w skali BGG oceniłbym Nanaki na 6,5. Nie jest to tytuł, który będzie co chwila wchodził na stół, ale w kolekcji pozostanie i raz na jakiś czas chętnie odpalę. Mam nadzieję, że przybliżyłem wam choć po części pierwszy tytuł wydawnictwa Cloud Games.
Wszystkiego dobrego w nowym roku, samych udanych partii w zacne gry i pamiętajcie planszówki dobre na wszystko, CIAO😉
Michał P